Author:Marcin Mrotek

Znajdki

48390573_2409360255801303_4418962306050818048_n

fundacja zajmująca się bezdomnymi zwierzętami, także niepełnosprawnymi

Niedaleko Warszawy stoi domek. Domek jest niewielki, lecz wypełniony miłością po sam dach. Mieszka w nim pani Jola Boczkowska, a wraz z nią czworonożne nieszczęścia, które ktoś znalazł albo znalazły się same – porzucone, niechciane, stare, chore, bezmyślnie rozmnażane… Fundacja Znajdki istnieje od 2012 roku i mieści się w prywatnym domu pani Joli, położonym pod Radzyminem. Większość podopiecznych fundacji mieszka właśnie tam, a część psów i  kotów – w domach wolontariuszy. Nieformalnie wszystko zaczęło się jednak w 1994 roku, kiedy to pani Jola zobaczyła w wysokiej trawie przerażone oczy Kosi – niewielkiej suczki, którą ktoś wyrzucił, a na pożegnanie kopnął w głowę.

Eryk Sieroń

received_1208985652617299

trzynastolatek, który uratował psa wiszącego na płocie

Nie wszyscy superbohaterowie noszą peleryny. Przykładem na potwierdzenie tej tezy może być niezwykła postawa trzynastoletniego Eryka. Widok wiszącego na płocie psa, któremu w ciało wbiła się ostra część łańcucha, nie poruszył nikogo oprócz chłopca. Eryk był pierwszą osobą, która zareagowała na krzywdę zwierzaka. Nie wahał się ani chwili i podbiegł, by pomóc skomlącemu z bólu psiakowi. Zadzwonił także do schroniska dla zwierząt w Rudniku i na policję. Gdyby nie jego interwencja, pies nie miałby szans na przeżycie. Co więcej, okazało się, że dramat zaniedbanej i wychudzonej suni trwał od dłuższego czasu i nikt przed Erykiem nie okazał zwierzęciu krzty empatii. Zachowanie trzynastolatka powinno być wzorem dla każdego z nas.

Małgorzata Rozenek-Majdan

31482693_189066291909331_1102986423822188544_n(1)

zachęca do adopcji psów, przestrzega przed pseudohodowlami

Mało kto wie, że już jako dziewczynka znana była ze szczerej miłości do zwierząt.  W dzieciństwie znosiła zwierzaki z ulicy. Bywało, że w domu rodzinnym mieszkało ich nawet sześć. Jej rodzice nigdy nie sprzeciwiali się temu, za co jest im ogromnie wdzięczna. Po wyprowadzeniu się z domu była wolontariuszką w jednym ze schronisk. Od 1997 roku przez 17 lat towarzyszyła jej jamniczka Maja. Podróżowała z nią wszędzie i niemal wszystkimi środkami lokomocji. Znając problemy z adopcją starszych psów, właśnie nimi starała się zaopiekować. Cypitryna to mopsiczka, która – kiedy zakończyła karierę hodowlaną – znalazła u niej ciepły dom. Figa zwana Misią miała 15 lat, kiedy zabrała ją z lecznicy na Gagarina w Warszawie.

Piotr Konarski

preview

lekarz weterynarii, specjalista chorób ryb

Od kilkunastu lat leczy rybki akwariowe i ryby z oczek wodnych. Operuje je – często przez szkło powiększające – dzięki samodzielnie wymyślonej i własnoręcznie skonstruowanej aparaturze, umożliwiającej podanie narkozy i utrzymującej skrzela w stanie nawilżenia. Leczy też zęby tym gatunkom, które je mają. Jeszcze gdy był chłopcem, hodował rybki, a gdy zaczęły chorować, nikt nie potrafił im pomóc. Wtedy postanowił, że zostanie lekarzem weterynarii, i że będzie leczył nie tylko psy i koty. Pierwszą operację ryby przeprowadził w maju 2002 roku. Pacjentką była pielęgnica papuzia z guzem nowotworowym. Udało się go usunąć i rybka żyła jeszcze wiele lat. Dziś przyjmuje kilkunastu rybich pacjentów w miesiącu.

Katarzyna Gromska

297801_521528614528669_1852410479_n

miłośniczka zwierząt, pracownik radomskiego schroniska

Pani Kasia jest głosem tych, którzy sami nie mogą poprosić o pomoc. Dała całą siebie tym, których zawiódł człowiek. Życie poświęciła zwierzętom, głównie psom. Jak sama mówi, to jej misja, coś, co sprawia jej przyjemność i satysfakcję. Wiele lat temu zgłosiła się jako wolontariuszka do radomskiego schroniska dla zwierząt (w 2006 roku), od 2010 roku pracuje tam już na pełny etat. Jednak jej obowiązki nie kończą się po 8 godzinach pracy. Zdarza się często, że mimo zakończenia pracy – praca wraca wraz z nią do domu. To zatrudnienie 24 h na dobę. Organizuje liczne akcje, wspiera działania na rzecz rozwoju świadomości społecznej dotyczącej zwierząt, odwiedza szkoły i przedszkola. Wierzy, że te działania zaprocentują w przyszłości.

Radosław Fedaczyński

ADA ATELIER DAREK LICHOTA

lekarz weterynarii, współtwórca i prezes Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych, właściciel lecznicy dla zwierząt „Ada”

Każdą wolną chwilę poświęca ratowaniu zwierząt, nie ograniczając się tylko do tych domowych. Uważa, że każde życie jest jednakowo cenne – niezależnie od tego, czy należy do człowieka, kota, czy ryjówki. Pochyla się także nad bezdomnymi psami i kotami. Prywatnie jest opiekunem owczarka, który – jak sam mówi – „jest rozpuszczony do granic możliwości”. Rozważa adopcję drugiego psa, myśli też o przygarnięciu kota. Od 2008 roku kieruje Ośrodkiem Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu – unikalnej na skalę kraju fundacji, specjalizującej się w leczeniu dzikich zwierząt. Ponad połowie z nich udaje się powrócić do środowiska naturalnego. Zwierzęta, dla których jest to niemożliwe, mogą liczyć na bezpieczną przystań.

Ewa Bieniek

IMG_2864

lekarz weterynarii, charytatywnie przeprowadziła 1500 kastracji

Nie ma sobie równych, jeśli chodzi o osobiste zaangażowanie w walkę z bezdomnością zwierząt poprzez kastracje. Od dziecka kochała zwierzęta i jej marzeniem była praca weterynarza. Ledwie dostała się na upragnione studia, już zaczęła myśleć o zorganizowaniu akcji kastracji, dzięki której zmniejszy się liczba bezdomnych, cierpiących zwierząt. Na V roku studiów, nie bez przeszkód, które dzielnie pokonała, zorganizowała pierwszą taką akcję na uczelni. Zabiegom kastracji poddano zwierzęta z mazowieckiego schroniska. W dodatku wszystkie te psy, dzięki zaangażowaniu studentów, znalazły domy i nie wróciły do schroniska. Do końca studiów zabiegom poddano blisko setkę schroniskowych i fundacyjnych psów i kotów.

ZWYCIĘZCA 2019: Marcin Różalski

image1

ambasador fundacji AST, twórca akcji Pomagaj pomagać, zawodnik sportów walki, miłośnik terierów typu bull

Wraz z partnerką Martą Kwiatkowską opiekuje się 6 psami (Szatan, Nina, Misza, Gabrysia, Perun, Dżeki), 12 kotami, 3 kozami, 4 świniami, owcami i 32 końmi. Gdy miał 18 lat, w jego domu pojawił się pierwszy własny pies – bulterier, następnego adoptował, bo miał zostać uśpiony, a potem przybywały kolejne, m.in. adoptowane z fundacji AST. – Zawsze czułem potrzebę pomagania i zawsze wielką empatią darzyłem zwierzęta, z którymi obcowałem od dzieciństwa, bo wychowywałem się na wsi – opowiada. Oczywiście jako dziecko nie rozumiał, co to znaczy opieka nad zwierzętami w kategoriach pomocy charytatywnej. Po prostu zawsze dbał o to, żeby zwierzę miało coś do jedzenia, do picia, żeby mu się krzywda nie działa.